Środa. Pierwszy dzień z zachmurzeniem half-całkowitym od wielu, wielu słonecznych, błękitnych, pełnych lodów, grillów i wypadów za miasto dni. W dni takie jak te, zawsze pracuję mniej. Ciężko mnie złapać telefonicznie, z góry przepraszam. Jeśli nie odbieram, znaczy, że się byczę. Albo piszę na moim tarasie. Albo w parku. Albo mam nocną zmianę, żeby cieszyć się pogodą. Takie życie freelancera, prawda? Staram się oddzwaniać, ale lepiej pisać maila.
W dni takie jak dziś, kiedy pogoda robi złośliwy figiel, krzyczy gardłowym włoskim „Basta!”, ma w nosie moje modły i tęskne wyczekiwanie, a do tego nie daje się przekonać żadnym ciastkiem czy skusić kabanosem, zaczynam odgrzebywać własne projekty. Własne, czyli nie klientów, które zawsze u mnie mają priorytet, co widać wyraźnie po moim blogu. No właśnie o blogu chciałabym napisać!
Niczym szewc bez butów, Kim Kardashian bez kamer, puszka ananasa bez zawleczki, której za cholerę nie da się otworzyć, copywriter pisze na swoim blogu rzadko. Nie jest to reguła, może nawet wręcz przeciwnie, wyjątkowy wyjątek, ale ja tak mam. No bo czy stylistka po powrocie do domu analizuje swoją szafę? Czy prawnik czyta oświadczenia majątkowe dla przyjemności? Czy jeśli jesteś kucharzem, po całym dniu w oparach wołowiny, w keksach sosu pomidorowego, w uderzeniach ostrego zapachu spalenizny i nad buchającą wodą z wrzącego garnka, nie masz ochoty po prostu zamówić pizzy? Ja tak mam. Tylko ciężko mi zamówić – nie chcę oddać innemu copy mojego bloga. Ty masz łatwiej!
Ale dość już o tym.
Nie musicie przecież czytać mojej grafomanii, nie do końca nawet składnej, zupełnie bez marketingowego czy sprzedażowego zacięcia, a w dodatku bez planu, briefu i oceny grupy docelowej. Ale czy już wspominałam, że szewc…?
Co u mnie nowego?
Zakończyłam rekrutację
Mam już, UWAGA, trzech pracowników! Dorobiłam się, robi się mini korpo – a przynajmniej byłoby, gdyby nie fakt, że wszyscy pracują zdalnie. Jest fajnie! Czuję się jak przedsiębiorca pełną parą, a przecież dopiero w czerwcu stuknie mi pierwszy roczek firmy. Ale to było przeznaczenie. Wspominałam już, że urodziłam się w tym samym dniu, co Bill Gates? To brzemię, spuścizna, którą staram się kontynuować ; )
Otwieram się na współpracę. Jeszcze szerzej
Kiedyś współpracowałam z wieloma agencjami, teraz jest tego coraz mniej – nie tylko z racji moich coraz wyższych stawek, ale i po prostu braku czasu na tego typu zlecenia. Teraz mam jednak pracowników, chętnie więc nawiąże stałe współprace, polecenia za %, poprowadzę projekt z innym copy, ze specjalistą od seo – jestem otwarta ; )
Wcinam książki, aż litery lecą!
Ostatnio ebooki w Whitepress były 50% tańsze – z tej okazji kupiłam sobie cały pokaźny pakiet o marketingu – kilkanaście pozycji ; ) Czytam, studiuję, skanuję i robię notatki, a potem wdrażam w życie biznesowe moich klientów. Kto ma być na bieżąco, jak nie ja?
Robię eksperymenty
Od maja do końca czerwca na mojej stronie wyprzedaż godna Zalando – ceny obniżone są o 50%. To mój mały eksperyment. Ostatnio dużo się mówiło o cenach copywriterów, a kiedy robiłam rekrutację, złapałam się za głowę, jak bardzo sytuacja się zmieniła, od kiedy ja zaczynałam. To było dwa lata temu! Chcę o tym popełnić fajny artykuł, pełen statystyk, forsy i mięsa – stąd chwilowa promocja na moim blogu. Wszyscy copy – czekajcie na mój nowy wpis o zarobkach copywriterów ; ) Zapnijcie pasy. Będzie trzęsło!
Zastanawiam się też, czy w końcu nie ruszyć poważnie z mediami społecznościowymi. Na tą chwilę mam tylko setki profili (założone pewnie na początku jakiegoś stycznia, z okazji moich noworocznych postanowień), ale żaden (dosłownie żaden!) nie jest prowadzony. Czas by to zmienić. Ktoś? Coś?
Zostaw komentarz