Poczucie zagrożenia złapało go już na schodach. Przyśpieszyło znacznie bicie serca i ścisnęło za żołądek, który w panicznej ucieczce znalazł się szybko na wysokości gardła. Ufał swojemu instynktowi. Wiedział, że w pokoju ktoś będzie na niego czekał. Był na to przygotowany.
Hotelowe drzwi ustąpiły po jednym, solidnym kopnięciu. Naprzeciwko niego, pod obskurną ścianą z resztką boazerii, na łóżku, siedziała kobieta. Nie wyglądała szczególnie groźnie, ot dziewucha, jakie często się widuje. Jednak ani nagłe i głośne zderzenie drzwi ze ścianą, ani wtargnięcie mężczyzny z mieczem nie przestraszyło ją. Nie drgnęła nawet. I ani myślała spuścić wzrok. A tak nie zachowują się zwyczajne dziewczyny. Wystarczy, że zrobił następny krok, a jej reakcja była błyskawiczna…
Tak mógłby wyglądać post na blogu copywritera, który w mniejszy lub większy sposób, okazywałby jego umiejętności pisarskie. Ale jest to tylko początek, zajawka, której zakończenie nigdy nie powstanie. Miała Was po prostu zainteresować, skłonić do kliknięcia w artykuł. Swój cel wykonała bezbłędnie, za co jestem jej wdzięczna. Dlaczego tylko tyle? Bo copywriting to nie writing. Różni się od niego znacząco. Nie, nie jest kopiowany. Jest użytkowy. Ma cel: sprzedawać produkt, wzbudzać zainteresowanie marką, zwiększyć konwersję, pozycjonować. Zabawy w stylu budowanie pomnika, Wisława jestem i innych podobnych nie jest tu potrzebne. Bo nie tego potrzebują nasi klienci. I nie za to nam płacą.
Dlatego copywrting to nie jest żadne hop siup. Siadam i piszę, o kwiatkach i bławatkach. Zanim rozpocznie się pisanie, musimy znać wiele odpowiedzi. I wiele rzeczy rozumieć.
Kto jest klientem naszego klienta? Jakie potrzeby zaspokaja produkt naszego zleceniodawcy? Co go wyróżnia? Co jest słabą, a co mocną stroną jego produktu lub usługi? Jaki cel ma tekst, który zamierzamy napisać? Gdzie zostanie umieszczony i co to dla nas oznacza? Jaki styl komunikacji przyjmujemy? Jaki efekt chcemy uzyskać i w jaki sposób będziemy go mierzyć? Jak to wspomoże branding klienta?
Oczywiście nie każdy copywriter podejdzie do tego w taki sposób. Szczególnie ten początkujący. Jeszcze bardziej ten, który pracuje za niskie stawki. Zresztą zgadzam się z tym w zupełności i niczego nie krytykuję. Ambicja przecież nie opłaci nam rachunków. Nie wszyscy klienci też wiedzą, że tego potrzebują lub po prostu, po ludzku, nie mogą sobie na to pozwolić. Content marketing dopiero raczkuje w umysłach przedsiębiorców. Całe szczęście, że jest pozycjonowanie.
A, racja!
Dzięki, Google.
Zostaw komentarz