Freelance zmienia życie. Naprawdę! Chyba żadna inna forma zatrudnienia tak nie działa na człowieka. Nawet jeśli ma się codziennie do obrobienia hektar ziemi. Albo kilka. Nie zrozumcie mnie źle – nie mam pojęcia o rolnictwie. Wydaje mi się jedynie, że rolnik musi się znać po prostu na swoim fachu. A freelancer lub właściciel małej firmy, jednoosobowej działalności musi się znać na wszystkim. Co zmieniła w moim życiu praca na swoim? Czeka Was prawdziwa spowiedź copywritera 😉
Po co to śrubka
Rodzaje umów, wysokość ZUSu, koszty prowadzenia działalności, podatek liniowy, skala podatkowa – kiedyś nie miałam o tym pojęcia. Teraz nie jestem oczywiście księgową, ale cierpliwie doradzam znajomym czy zostać płatnikiem VAT i jaka forma opodatkowania będzie dobra dla ich działalności. Jest to bardzo przydatna wiedza i cieszę się, że znam podstawy.
Zarządzanie sobą w czasoprzestrzeni
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce, żyli freelancerzy, którzy nie mieli deadlinów, irytujących klientów i zleceń, które ciągną się niczym trylogia husycka. Moje się ciągną, rwą i prują. Walka z własnym lenistwem, z rozpraszaczami, z kolejną kawusią to nie byle potyczka, to regularna wojna i codzienne przemarsze wojsk. Jeśli zapytasz Tekściarę o sposobach na listę todo, będzie Ci godzinami opowiadać o aplikacjach, o plannerach, o kalendarzach, o karteczkach i technice Pomodoro, o medytacji i wizualizacji. Bo jak Ty się nie zmotywujesz to kto? I jak jedno zadanie rozwleczesz na 4 godziny, to co z Twoim weekendem? Nie ma lekko, nie ma że boli.
Work-life balance?
Tak, ja też tak myślałam. Dalekie podróże, wspaniały facet, pokaźna liczba zainteresowań i garść najbliższych, którzy lubią wpaść wieczorem na piwo. Kto nie umie odpoczywać (nie mylić z lenistwem!) jak nie JA? Otóż myliłam się Drodzy Państwo. Myliłam się i to bardzo. Praca ma, cieniem mym jest, co towarzyszy mi nieustannie. Zawsze jest przecież coś do zrobienia, coś do dodania. Historia nie ma końca. Mój biznes to moje oczko w głowie, wciąż notuję nowe pomysły, wciąż coś goni coś. Potrafię pisać teksty pod prysznicem. Po cóż innego wymyślili wodoodporne smartfony?
Task Jumper
Freelance nie tylko musi ogarniać zlecenia, marketing, obsługę klienta, finanse, swoich podwykonawców i współpracowników. Musi to robić JEDNOCZEŚNIE. Niczym żongler w cyrku, jakim jest firma, w ciągu 20 minut nauczyłam się robić 10 kompletnie różnych rzeczy. Przeskakiwać zręcznie od maila do Pana K, do telefonu od księgowej, aż do świeżo rozpoczętego tekstu, na poprawkach na własnej stronie kończąc. I czemu ja się dziwię, że moja kawa jest wciąż zimna?
Odwaga
To moja największa bolączka, zaraz po work-life balance. Uczę się jej wciąż właśnie przez firmę. Może kiedyś będę odważna, może kiedyś do tego dorosnę. Sam fakt, że przeszłam na freelance, a potem otworzyliśmy własną działalność z narzeczonym, świadczy o jakiejś dozie odwagi. Tak samo jak wyprowadzka do Azji. Mimo to pokazywanie się klientowi z jak najlepszej strony, przedstawienie oferty, praca, a potem czekanie na jej ocenę, na werdykt, to moja bolączka. Mimo że żadnych negatywnych doświadczeń jeszcze nie miałam! Strach przed krytyką to cecha, której żaden freelancer posiadać nie powinien. Ja niestety ją mam. Ale czego ja nie mam?
Chce mi się!
Nie marudzę, nie narzekam, nie kombinuję. Wiem, że sukces zależy tylko ode mnie, że muszę ciężko pracować nad każdym poczynionym tiptopkiem. Copywriting, szukanie zleceń, e-mail marketing, reklama własna, obsługa klientów – wszystko przyjmuje z całym dobrodziejstwem inwentarza. To naprawdę wspaniałe uczucie! Wiem, że moja działalność nie ma ograniczeń. Nie więzi mnie etat ani decyzja pracodawcy. Nie wiem co to szklany sufit. I dlatego mało mam problemów z motywacją, choć każdy ma czasem zły dzień. Wiem że gdybym zaczęła narzekać, musiałabym się poddać. A tego nie chcę. Każdy krok to morze potu, ale ocean satysfakcji. I tak trzymać.
Zostaw komentarz